W trzeciej, a zarazem ostatniej odsłonie rozważań nowicjusza postaram się przybliżyć trochę temat odżywiania, spożywania i wixowania na rejsie. Poprzednie części możesz znaleźć pod treścią tego posta.
Żarcie
Jedzenie podczas rejsu w dużej mierze przypomina dietę biwakową. Na jachcie znajduje się aneks kuchenny i lodówka. OK, lodówka praktycznie zawsze nie działa, ale wszystko i tak rozchodzi się w takim tempie, że ciężko jest się czemuś zepsuć :D Oprócz suchego prowiantu, który nabywamy na miejscu, uczestnicy naszych rejsów dobierają się w pary i przygotowują weki na wyjazd. Potem wieziemy te sosy do makaronu czy ryżu – w naszym przypadku – przez całą Polskę... Wierzcie lub nie, ale naprawdę warto! Taki domowy posiłek odgrzany w kambuzie i podany ze świeżo ugotowanym zapychaczem nigdzie nie smakuje tak dobrze! Wiadomo, czasem można iść do knajpy w porcie lub blisko niego, ale co to za frajda?
Więcej na temat szamy opowie jeszcze na naszym blogu DPŻ-owa dietetyczka pokładowa Kamila. Stay tuned! ;)
Imprezy
Wcześniej zdarzało mi się rzucać specyficznymi nazwami elementów wyposażenia jachtu, jak kambuz czy kingston. W tym miejscu należy przytoczyć jedną ze zwrotek Morskich Opowieści by DPŻ:
Wszystko w jachcie ma swą nazwę
Półki, szafki czy kieszenie
Ale nie ma innej nazwy
Na ubzdryngolenie
Sama prawda. Imprezy się zdarzają i mimo że nie ma na nie innej nazwy, są wyjątkowe ze względu na warunki, okoliczności i klimat! Raz jest to rozpalone gdzieś przy dzikim brzegu ognisko, którego płomień służy do wytopienia wszelkiego syfu z biedronkowych kiełb. Innym razem 15 osób i 3 gitary tłoczą się pod pokładem, bo mamy wrzesień i noce nie są już zbyt ciepłe. Bez obaw, dla każdego zawsze znajdzie się choćby skrawek przestrzeni imprezowej! W portach niewykluczone są posiadówki na kei i wspólne śpiewanie z innymi (często nowopoznanymi) żeglarzami. Mazury potrafią też stworzyć okazję do chałtury – zdarzyło nam się kilka razy prezentować repertuar Disneya w zamian za zjedzenie pozostałego po imprezie firmowej cateringu. Entuzjaści densów nie będą też mieli powodów do narzekań – potańcówkę da się zrobić nawet pod pokładem, a klub z laserami znaleźć nawet poza sezonem i to w Rucianem. Potwierdzone info. Poza tym wszystkim na rejsie czeka cię jeszcze wiele, wiele innych wspaniałych miejsc i niezapomnianych zdarzeń o których nie będę opowiadał, bo i tak się nie da – tam trzeba być :)
Co warto od razu podkreślić – czas i miejsce na alkohol jest tylko w porcie/na brzegu po zakończonym pływaniu i cumowaniu (o nadejściu tego czasu decyduje kapitan, sygnalizując go długo wyczekiwanym „Tak stoimy!”). Dopiero wtedy można wyciągnąć Specjala. Tutaj nie ma wyjątków. Być może mamy w logo butelkę wpisaną w kotwicę na tle kapsla, ale to nie znaczy, że tolerujemy głupie, nieodpowiedzialne czy nielegalne zachowania. Jakiekolwiek picie „na wodzie” jest niedopuszczalne i nie trzeba się długo zastanawiać dlaczego. Cała załoga ma być trzeźwa i „operacyjna”, nie tylko kapitan. Tych, którzy tego nie przestrzegają (a są tacy na Mazurach) warto nazwać po prostu idiotami. Albo Januszami żeglarstwa ;)
Kończąc temat imprez, jeszcze jedno moje spostrzeżenie. Na rejsie nie ma kaca i przynajmniej część moich dotychczasowych współzałogantów to potwierdzi. Po prostu nie ma, magia. Zaraz odezwą się pewnie i tacy, którzy kaca nigdy nie mają, ale ich odsyłam do 1:11 tego filmiku.
Mazury
Last but not least – jeśli nie byłeś/aś jeszcze w Krainie Jezior Mazurskich, to koniecznie to zmień. Ja uważam to miejsce za skarb narodowy; jest przepiękne i wyjątkowe. Mazury mają niepowtarzalny klimat i chyba nie znam nikogo, kto po rejsie nie miałby do nich choć małego sentymentu. Ja to tu tylko zostawię: