DPŻ World Tour 2021 - podsumowanie

Blog / Rejsowy raptularz

2020 był rokiem niemal do zapomnienia, również w kalendarzu rejsowym DPŻ. Dwa nieudane podejścia do organizacji We Shall Sea w Grecji, a na otarcie łez - DPŻ World Tour w tradycyjnym, wrześniowym terminie.

Gdyby nie tamten wypad, nasze morale mogłyby spaść poniżej zera i kto wie, czy w 2021 tak ochoczo przystąpilibyśmy do walki o kolejne mile na morzach i jeziorach ;)

Na szczęście 2021 (przynajmniej jak na razie) przynosi odwilż pandemiczny, co pozwoliło nam na powrót do organizacji rejsów dla naszych członków :) Wyjątkowo, bo tym razem w czerwcu, ruszyliśmy na szósty DPŻ World Tour na Mazurach!

Zapisy na rejs, które wystartowały w maju nie pozostawiły złudzeń - byliśmy głodni wiatru we włosach. Szybko zajęliśmy koje na trzech jachtach, a ostatecznie pierwszy raz do floty dołączył i czwarty :)

Start: Ruciane Nida, port PTTK (1). Po dwóch latach rejsów wysuniętych bardziej na północ, wróciliśmy na łono znacznie dzikszego południa. Obowiązkowym punktem na trasie musiał być też inny port w Rucianem - Pod Dębem (2), który (tu, niestety w odróżnieniu od PTTK) polecamy za infrastrukturę i malownicze położenie.

Po tym jak pokręciliśmy się chwilę w strefie ciszy na południe od Dębu, ruszyliśmy na północ w stronę śluzy w Guziance. Tam jednak, jeszcze przed zmianą poziomów, odbiliśmy w stronę Guzianki Małej, licząc na dobry spot do pierwszego cumowania na dziko (3). Nie zawiedliśmy się! Szczerze polecamy ten zakątek na taką okazję.

Następnego dnia udało się z sukcesem przejść przez śluzę Guzianka II - manewrowo jest wygodniejsza od swojej starszej siostry.

Ruszyliśmy na Mikołajki. Panowie przygotowali hawajskie koszule, a panie swoje bluzki z cekinami, w końcu kurort ;) Mikołajki w ostatnich latach zyskały piękne miejsce jakim jest nowocześnie zaaranżowana promenada wzdłuż brzegu jeziora Mikołajskiego (wpływając od południa jeszcze przed przejściem pod kładką). Znajdziecie tam prywatne przystanie z kejami, ale cumować można również… do chodnika ;) (4) My drugi raz z rzędu wybraliśmy to rozwiązanie. Nie martwcie się, na załogi cumujące “do miasta” czeka zarówno prąd, woda, jak i sanitariaty. Chętnie tu wróciliśmy. Opcja przybicia bezpośrednio do chodnika przypominała nam miły vibe z nabrzeża na greckich wysepkach :) Sanitariat jak i wieżyczki znajdziecie na mapie w bezpośrednim sąsiedztwie Kurortu Kameralnego. Jest dość płytko, ale widzieliśmy śmiałków stających z całą płetwą w dole, co wskazuje na to, że nie aż tak, jak nam się początkowo wydawało ;)

Po zaczerpnięciu high life’u w sercu Mazur przyszedł czas wracać na południe. I tym razem też udało nam się wrócić w miejsce, które zapadło nam w pamięci kilka lat temu. Tak zwane pół-dzikie cumowanie można zaliczyć przy terenie obozu „Tygrysy” (5). Dlaczego pół-dzikie? Bo znajduje się tam całkiem przyzwoita keja w środku lasu, więc nie ma konieczności obwiązywania się na drzewie, czy wbijania dziobem w plażę ;) Na drzewie znajdziecie numer kontaktowy “w sprawie cumowania”. Zadzwoniliśmy i usłyszeliśmy to samo, co w 2017 roku - nie zostawić śmieci i to wszystko. Naturalnie, dostosowaliśmy się ;)

W czwartek cisnęliśmy dalej w stronę Rucianego i tu pojawia się prawdziwa bomba, jeśli chodzi o postój. Nowe miejsce na mapie - Ruciane Park! (6) Cały obiekt ruszył dopiero w czerwcu 2021 i wciąż w wielu miejscach przypomina plac budowy. Nas to jednak nie zraziło, a poza tym z każdym dniem Park wygląda lepiej. W ostatecznym kształcie powinien prezentować się zjawiskowo! Na brzegu znajdziecie dwie keje, sprzęty wodne, takie jak rowerki czy paddleboardy, które udostępni Wam sympatyczna pani bosman :) To jednak nie wszystko, w głównym budynku Ruciane Park funkcjonuje już restauracja Food Port, która skradła nasze serca i żołądki. Jeśli po kilku dniach kambuzowej kuchni najdzie Was ochota na coś mniej kempingowego - wybierzcie się do Food Portu! Zapoznaliśmy się już z szefem kuchni i głównym barmanem, którzy ugościli nas w sposób iście mistrzowski. Każde danie wydane z kuchni było fe-no-me-nal-ne i mówimy to bez zbędnego przesadyzmu. Tutaj też miał miejsce tegoroczny Oplener, który odbył się, a jakże, z asystą obsługi, która pomogła nam zainstalować projektor i udostępniła ścianę budynku. Cała kadra Ruciane Park była dla nas niezwykle miła i pomocna przez cały czas pobytu, który wydłużaliśmy do granic możliwości pijąc kolejne lemoniadki. Widać, że starają się stworzyć tam piękne i przyjazne miejsce. Na uwagę zasługują też budowane na zboczu domki letniskowe. Szczególnie te stojące w pierwszej linii do brzegu jeziora, będą z pewnością wspaniałą opcją na urlop stacjonarny, czy tzw. workation ;) Na pewno wrócimy w to miejsce z nadzieją, że jego niesamowity klimat i gościnność gospodarzy nie mają daty ważności!

W ostatni dzień rejsu przyszedł czas na kolejną nowość - miszung. Nasi czterej sternicy wylosowali całkiem nowe składy załóg, które na ten jeden dzień dzieliły ze sobą pokłady. Pomysł okazał się hitem, bo widać było, że po pięciu dniach rejsu wszystkim przydał się zastrzyk motywacji, przygody, zmian :) Jesteśmy w pełni przekonani, że będziemy wracać do tego konceptu w przyszłości!

Poza wszystkim opisanym powyżej, jak zwykle DPŻ World Tour obfitował we wspaniałe wieczory, spontaniczne atrakcje i mnóstwo zabawy na wodzie i przy brzegu. Quiz z nagrodami z okazji F.R.I.E.N.D.S Reunion? Nie ma sprawy! Kurs salsy? Jeszcze jak, dobierzcie się w pary! ;)

Rejs zakończyliśmy szczęśliwie w porcie macierzystym, a jego pięknym zwieńczeniem było przyjęcie do naszego grona czwórki nowych członków. Ania, Kasia, Sebastian, Marek - witamy serdecznie! Teraz będzie już tylko gorzej :D

Last but not least - w roli kapitana DPŻ (jak i kapitana generalnie!) debiutował jeden z naszych członków, Bartek. Nie obyło się bez przygód, które sam ocenił jako świetną lekcję życia i cenne doświadczenie. Na szczęście zawsze mógł liczyć na pomoc i konsultacje naszych wyjadaczy - Jędrka, Piotrka i Tomka ;) Naszym skromnym zdaniem Bartek poradził sobie fenomenalnie i cały rejs był w jego wykonaniu bezpieczny i profesjonalny. Tylko tak dalej, Łysy! ;)

Szósty World Tour dał radę pod każdym względem. Teraz czas uzupełnić witaminy, zrobić przepierkę, może troszkę lepiej się wyspać i brać się za kolejne projekty. W kalendarzu rejsowym następnym punktem jest czwarte (ech…) podejście do organizacji DPŻ We Shall Sea w Grecji, które planujemy na jesień tego roku. Trzymajcie kciuki!

Nie żałuj sobie, przeczytaj coś jeszcze: